Aż muszę założyć wątek, bo po prostu ta scena jest wybitna. Cały gag taki jest - począwszy od
odkrycia niechęci wobec zmarłego. Potem mamy absurd, zmieszanie i kupę śmiechu. Łkające
tancerki erotyczne, smutnego didżeja, który wygłasza mowę pożegnalną... Ale za tym idzie też
głębsza refleksja - dlaczego ten facet, ogólnie nielubiany, był szanowany w klubie ze striptizem? Kto
tu znał go lepiej?
Coś niebywałego, chyba najlepszy żart serialu.No i jeszcze ,,Sister christian" w podkładzie!
Wczoraj to oglądałem akurat, genialna scenka :)
Teraz akurat oglądam "Dad" i rozbroiło mnie jak Louie leciał do Bostonu i w samolocie słychać z głośnika: "we're landing in Boston, when your father lives" - niby drobinka ale jakże subtelna :D
"dlaczego ten facet, ogólnie nielubiany, był szanowany w klubie ze striptizem? Kto tu znał go lepiej?"
Myślę, że nie o to chodzi. Facet uchodził za sknerę i złodzieja, bo całą kasę przepuszczał właśnie w klubie ze striptizem, dlatego tylko w tym klubie uchodził za hojnego człowieka i był uwielbiany. Na tym właśnie polega żart.