O ile faktycznie chemia pomiędzy Charlesem i Carrie była zauważalna od początku to jednak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że gdyby to Fiona stała z naszym bohaterem na ślubnym kobiercu tego nie uderzyłoby aż tak pojawienie się Carrie. Szczególnie, że z Fioną łączyła go już przyjaźń, a Carrie spotkał zaledwie kilka razy. Poza tym w scenie wyznania Fiony zdaje się był moment wahania w sercu Charlesa. Jakby oddał je już komuś i przez moment nie wiedział czy powinien albo czy może to zmienić. Swoją drogą czy tylko ja byłem zaskoczony, że tak się nie stało? Byłem wręcz w szoku, że to nie za nią wychodził. Po prostu nie miało to sensu i wydaje mi się, że jedyną przyczyną była niemożliwość doprowadzenia do tego samego zakończenia nie zmieniając drastycznie charakteru bohatera. Co o tym sądzicie?